czwartek, 15 kwietnia 2010

ZLOT GÓRNOŚLĄSKIEJ CHORĄGWII HARCEREK

Po świątecznej przerwie nasza gromada wyruszyła do Tarnowskich Gór na Zlot Górnośląskiej Chorągwi Harcerek ,,Ad fontes". Tam miałyśmy okazję spotkać harcerki i zuchy z Bytomia, Zawadzkiego, Opola, Częstochowy, Raciborza i  Kluczborka  - razem ponad 100 osób. Podróż na miejsce była prawdziwym wyzwaniem - w zatłoczonym pociągu czekały na nas miejsca w pierwszej klasie, w postaci plecaków w  przejściu i na korytarzu :) Ale zuchy, jak to zuchy, dały sobie dzielnie radę!
Zlot obfitował w liczne wydarzenia, czasu jak zwykle nie było zbyt wiele, a pogoda też nie ułatwiała działania.
W sobotę odwiedził nas Strażnik kopalni srebra, który poprosił nas o pomoc w odszukaniu jego latarni. Zadanie było skomplikowane. Musiałyśmy nauczyć się śląskiej piosenki lub zabawy, zbudować średniowieczny gród, narysować mapę Polski i wykazać się znajomością naszych sąsiadów, zapoznać z kilkoma słowami w gwarze śląskiej, spróbować regionalnej potrawy, którą zuchy bez problemu rozpoznały (były to smaczne pierogi ruskie), rozwiązać rebus i w oryginalny sposób przekazać innym hasło: ,,Warto być Polakiem".
Udało nam się wykonać wszystkie zadania i razem ze Strażnikiem i jego pomocnikiem zeszłyśmy do kopalni, by tam odnaleźć poszukiwaną latarnię.
Po południu przeżyłyśmy coś, co nasze żołądki będą wspominać baaardzo długo. O 14 wyruszyłyśmy na obiad, do restauracji, która miała znajdować się 5 minut od liceum, w którym spaliśmy. Jednak 5 minut zmieniło się w 40, a podczas tego spacerku towarzyszył nam nieustannie deszczyk. Te trudności ze znalezieniem podanego adresu dały nam możliwość zwiedzenia kawałka Tarnowskich Gór, a nasze żołądki porządnie zgłodniały.  Dzięki temu znalazło się tam miejsce na pyszne frytki, surówki i pierś z kurczaka. Taki obiad dodał nam sił na dalsze przygody.
Niestety podczas trwania zlotu dotarła do nas smutna wiadomość o katastrofie prezydenckiego samolotu. Wieczorem przyjechał do nas ksiądz Karol i razem z harcerzami z Bytomia i wszystkimi uczestnikami zlotu modliliśmy się za ofiary tragedii podczas Mszy Św. harcerskiej.
Tak zastał nas późny wieczór, ale wydarzeniom nie było końca. Czekał nas jeszcze uroczysty kominek prowadzony przez naszą Komendantkę, opowiadający o historii harcerek na Śląsku i Podbeskidziu.
Przygody Koszmarnego Karolka, czytane przez Elfika, szybko ukołysały nas do snu.
Niedziela ponownie przywitała nas deszczem. Nadszedł czas na sprzątanie, pakowanie i powrót do domu, z miłym przystankiem w McDonald'sie, gdzie rozgrzała nas herbatka, pragnienie ugasiły soczki, a żołądki napełniły zdrowe jabłuszka. Tym razem już na wygodnych fotelach pociągu wróciłyśmy do Bielska.

Nie denerwujcie Tereski - bywa naprawdę groźna!



czwartek, 1 kwietnia 2010

26.03.10

Gy wyruszyłyśmy z Czarnego Lądu, nasz przewodnik - globus wskazał nam kolejne miejsce, gdzie powinnyśmy szukać części wehikułu. W  ten sposób trafiłyśmy na Dominikanę, gdzie czekał na nas list  od mieszkańców. Znaleźli oni poszukiwany element, zostawili w kryjówce i wyruszyli na połów ryb. Aby zdobyć naszą zgubę musiałyśmy wykonać kilka zadań. Chyba najprzyjemniejszym, a już na pewno najsmaczniejszym okazała się egzotyczna uczta, którą musiałyśmy przygotować z iście egzotycznych owoców. Nasze palce pozostały w całości, żołądki chyba też mają się całkiem dobrze, a więc zadanie uznałyśmy za wykonane i odnalazłyśmy brakujący element:)